
Kiedyś to były czasy… wsiadaliśmy z Mężem na motór, pakowaliśmy tyle ile zmieściło się w kufer i jechaliśmy przed siebie! Miejsca na bagaże było naprawdę niewiele, więc braliśmy tylko niezbędne rzeczy – namiot, materace, śpiwory, ubrania, kosmetyki… a i tak okazywało się później, że część z ekwipunku w ogóle się nie przydawała. Jechaliśmy tak na 2 tygodnie przez Bałkany (Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Chorwacja…). Albo kupowaliśmy tanie bilety lotnicze i z bagażem podręcznym zwiedzaliśmy Europę :) A teraz zastanawiam się jak my się całą rodzinką spakujemy do samochodu na tydzień nad polskie morze ;P
Z niemowlakiem jednak podróżuje się trochę inaczej – to bardziej wymagający podróżnik :) Dlatego też postanowiliśmy sprawdzić jak F. radzi sobie z nocami poza domem, no i oczywiście jak radzimy sobie z nim My :) Plan był prosty: jedziemy gdzieś na weekend! To „gdzieś” miało być jednak blisko domu – w razie większej draki chcieliśmy mieć możliwość sprawnego powrotu.
PIERWSZY RODZINNY WYJAZD
I tak wybraliśmy Pułtusk nad Narwią. Właściwie to okolice Pułtuska, bo nocowaliśmy w Dworze nad Narwią.
Pułtusk – Wenecja Mazowsza
Podobno Pułtusk kiedyś był całym Tuskiem! Takie przynajmniej chodzą ploty na mieście ;) Ale kiedyś ni stąd ni zowąd w jeden z budynków uderzył piorun i rozszalał się wielki pożar, który pochłonął pół miasta, więc nazwę trzeba było zmienić.
Teraz to całkiem ładne miasteczko, w którym szczególnie polecam brukowany rynek (podobno to najdłuższy w Europie taki z „kocimi łbami”). Można też obejrzeć bazylikę Zwiastowania NMP, a w niej sufit ozdobiony geometryczną siecią połączonych kół (tzw. „sklepienie pułtuskie”). My jednak skorzystaliśmy z drzemki F. i poszliśmy do portu tuż przy zamku. Aktualnie w Zamku znajduje się Dom Polonii i hotel, więc jak ktoś chce poczuć się księżniczką lub księciem to można mieć swoją komnatę chociaż na weekend :)
Kawa Mężowa i moja herbata tuż nad rzeką smakowały doskonale! A i mogłam zjeść coś słodkiego – sorbet jabłkowy i owoce z galaretką! Widać bez bitej śmietany, czekolady, ciast i ciasteczek też można cieszyć się chwilą!
Pułtusk nazywany jest „Wenecją Mazowsza” i można wybrać się na romantyczną przejażdżkę gondolą po stawie. Spodobał nam się ten Pułtusk, więc pewnie jeszcze do niego wrócimy, zwłaszcza, że jest tak blisko :)
Dwór nad Narwią
Noce (łącznie 2) spędzaliśmy w Dworze nad Narwią. Do dyspozycji mieliśmy domek: 2 pomieszczenia (łóżka 2+1), łazienka i część z lodówką i zlewem. Jeżeli chodzi o same domki to można oczywiście było urządzić je ładniej i lepiej.
MINUSY: Szkoda, że nie dało się zestawić łóżek (nie pasowały na wysokość), a w oknach przydałyby się moskitiery.
PLUSY: 2 pomieszczenia do dyspozycji, lodówka, taras z krzesełkami, które dawały trochę prywatności, a duże odstępy pomiędzy domkami umożliwiały w ciągu dnia swobodne rozłożenie koca piknikowego :)
Ponadto na miejscu jest możliwość zamówienia posiłków na godzinę, która nam pasuje. Śniadania (15 zł/os) i my do tego korzystaliśmy z obiado-kolacji (25zł/os). I oczywiście posiłki na moją prośbę były bez mleka, nabiału, jajka, orzechów, kakao, wołowiny, cielęciny… itp. itd., czyli w sam raz dla naszego alergika. Za co daję duuuży +!
A położenia Dworu nad Narwią na prawdę piękne, bo w środku lasu! Nawet droga asfaltowa kończyła się jakieś 1,5 km przed celem :) A dzięki temu było cicho i gdyby nie komary to moglibyśmy siedzieć tam i rozmawiać z Mężem całe wieczory.
AAA! Zapomniałabym! Jak zapadał mrok budziły się JEŻE! :) Jakie to fajne stworzenia, kolczaste kulki na małych i chudych nóżkach :D Chyba pierwszy raz w życiu widziałam z tak bliska jeże i to naliczyłam ich łącznie 5!
PODRÓŻ Z NIEMOWLAKIEM
Myślenie o pakowaniu się było bardziej stresujące niż samo pakowanie się ;) A może to tylko ja trochę zwariowałam ;) A przecież wystarczyło wziąć:
- odpowiednią ilość ubrań + kilka na zapas (tak na wszelki wypadek)
- ulubione zabawki
- kocyk, kilka pieluch tetrowych
- pieluchy, płatki kosmetyczne i kremy, czyli to wszystko czego na co dzień używamy przy przewijaniu
- kosmetyki do kąpieli + ręcznik. My zaopatrzyliśmy się też w dmuchaną wanienkę, zajmuje bardzo mało miejsca w bagażu i nie trzeba się martwić gdzie i jak wykąpać malucha
- wzięłam też poduszkę do karmienia, a co! zmieściła się do samochodu :)
- wózek – gondola + fotelik samochodowy
- nosidełko ergonomiczne – naszą Tulę opisałam już na blogu (KLIK!)
- koc piknikowy – taki z folią aluminiową od spodu, która zapewnia bardzo dobrą izolację termiczną i wodoodporność (można rozłożyć np. na mokrej trawie)
- krem z filtrem (o tym jaki najlepiej wybrać można przeczytać np. na blogu Sroka o...)
- i wszystko inne co uważamy za niezbędne :)
Naszą organizację oceniam na 5+! Możemy spokojnie ruszać w dalszą podróż, która już niebawem! :)
P.S. Pakując rzeczy dla F. oczywiście zapomniałam o sobie i nie wzięłam żadnej książki! Następnym razem nie zapomnę na pewno!