outsourcing

Outsourcing, czyli o tym jak zastąpić Babcię

Idealna sytuacja to taka, gdy parze młodych ludzi rodzi się pierwsze dziecko – są dumni, szczęśliwi i … przerażeni. Nie wiedzą w co ręce włożyć – jak to będzie z dzieckiem, z nimi, z mieszkaniem, z kotem?! Co robić? Jak żyć? Z pomocą przychodzi im wtedy babcia – jedna, druga, albo dwie na raz, bo przecież w idealnej sytuacji obydwie Panie dogadują się doskonale. Powiem nawet więcej – cała rodzina świetnie dogaduje się w sprawach wychowawczych – babcia wie, że do noworodka mówi się jak do normalnego człowieka, nie karmi go smoczkiem i nie sieje wątpliwości w świeżo-upieczonej mamie, że skoro karmi piersią to pewnie dziecko głodne i trzeba mu podać wody z cukrem… Babcia więc pomaga jak może, pierze, gotuje, sprząta, myje Wnusia i jeszcze wychodzi z nim na spacer, żeby młodzi rodzicie mogli odpocząć i mieć czas dla siebie. A potem wszyscy żyją długo i szczęśliwie…

Taka Babcia to skarb i po rękach takie Babcie-Skarby trzeba całować. Ale ale… co zrobić kiedy Babci jednej ani drugiej nie ma na co dzień? Bo przecież Babcie coraz dłużej pracują zawodowo, albo coraz dalej mieszkają… różnie to bywa. Można wtedy siedzieć i narzekać, złorzeczyć na swój los, zazdrościć tym co babciną pomoc mają. Można wyciskać z siebie siódme poty. W końcu taka świeżo-upieczona matka może opiekować się dzieckiem (przecież sama tego Bąbla chciała!), a w międzyczasie gotować, sprzątać, prać i jeszcze się uśmiechać w drodze na zakupy. Może być taką Matką-Polką (później pewnie też i frustratką). Na zmianę z mężem, który na 100% swoich sił angażuje się w pracę, a potem na 100% sił, które mu jeszcze pozostały angażuje się w domu, żeby potem na koniec dnia i tak dostać burę, bo talerz niedomyty czy coś. No można. Ale po co?

Można przecież poszukać rozwiązań takich, które pomogą nie zwariować w nowej rzeczywistości. Te rozwiązania kryją się pod magicznym słowem OUTSOURCING.

Skąd to wiem? Proste – Ja i Mąż w chwili narodzin naszego Pierworodnego zostaliśmy wrzuceni na głęboką wodę rodzicielstwa z dala od instytucji babci. I wiecie co? Świetnie sobie radzimy! :)

OUTSOURCING USŁUG, CZYLI JAK PRZEŻYĆ BEZ BABCI NA CO DZIEŃ I NIE ZWARIOWAĆ

 

JEDZENIE

Na samym początku największym problemem (przynajmniej dla nas) było zdobywanie jedzenia. Ja po cesarskim cięciu i z pierwszymi próbami karmienia piersią nie miałam ani siły ani ochoty, a przede wszystkim też i czasu by biegać po sklepach i zastanawiać się każdego dnia co tym razem zrobić na: śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. A później doszedł do tego szereg spraw związanych ze skazą białkową. Więc oprócz tego, że ma być smacznie, prosto i różnorodne to jeszcze bez mleka i całego nabiału, jajek, soi, kakao, orzechów, wołowiny, cielęciny…

ROZWIĄZANIA:

  • ZAPASY: można już w ciąży trochę się przygotować i kupić kilka słoików z sosami, półproduktów z których łatwo i szybko przyrządza się posiłek. Można również wypełnić zamrażalnik mrożonkami domowymi lub sklepowymi. Dobrze o tym pomyśleć i się przygotować – jeśli jednak nie macie schronu albo gigantycznej spiżarni to zapewniam Was, że takie zapasy szybko się skończą.
  • ZNAJOMI i PRZYJACIELE: można zawsze ich poprosić, że jak przyjeżdżają odwiedzić nas i naszą Pociechę to przy okazji by podrzucili coś do jedzenia :) Tylko skąd wziąć tylu znajomych, żeby dostarczali jedzenie codziennie? ;) To opcja bardzo fajna, ale odświętna.
  • RESTAURACJE: można też chodzić od restauracji do restauracji stołując się codziennie poza domem. To jest jednak dobre rozwiązanie od czasu do czasu. Dlaczego? Po pierwsze można dość szybko wydać całe oszczędności, po drugie wyszykowanie się na wyjście do knajpy (tak, tak! trzeba jakoś wyglądać, dres ciążowy odpada!) i to jeszcze z dzieckiem to niezła WYPRAWA i wątpię, żeby komuś chciało się tak wybierać dzień w dzień. A po trzecie – można też i szybko się znudzić, bo liczba restauracji zawsze jest w danym miejscu zamieszkania ograniczona – u mnie tak żeby dostać się na piechotę to są 2 miejsca – jedno słabe, a drugie cholernie drogie :P
  • CATERING: jest od groma firm cateringowych, które dostarczają jedzenie tuż pod drzwi, 5 posiłków, dobrze wyliczone kalorie, wystarczy włożyć do mikrofali lub wrzucić do garnka i odgrzać. Jednak jest to zaleta jedynie dużych miast i pełnych portfeli. Taki zestaw posiłków przywożony do domu to koszt ok. 1,5-2 tys. miesięcznie. Fajnie, fajnie, ale drogo.
  • ONLINE: Można też zamawiać jedzenie online, ale to też ma wady: w moim przypadku bardzo ograniczona możliwość wyboru miejsc, z których zamawia się posiłki no i bądźmy szczerzy – to też jest drogie. Zwłaszcza jak dochodzą kwestie związane z dietą i nie można po prostu zamówić pizzy (ehhh kiedy ja ostatnio jadłam ser żółty albo mozzarellę!)
  • OBIADY DOMOWE: można też podpytać znajomych w okolicy, w której się mieszka, dać ogłoszenie w necie, czy też osiedlowym sklepie, że szuka się osoby, która mogłaby gotować i przynosić posiłki. Tak tak! Często Panie na emeryturze nie mają do końca co z sobą zrobić i prowadzą taki biznes. Są też osoby nie-na-emeryturze (sic! też najczęściej płci pięknej), które właśnie w taki sposób pracują: sprzątają i gotują. Wtedy jest smacznie, domowo, różnorodnie i z tych wszystkich opcji, które wymieniłam zdecydowanie najtaniej. U nas to koszt 70 -120 zł tygodniowo za jedzenie dla 2 osób. I powiem Wam, że jest super! Bo ja nie miałabym czasu nawet wpaść na pomysł, żeby ugotować rosół z kaczki lub risotto z królikiem, krem z kukurydzy itp itd. Na różnorodność narzekać nie mogę :) Poza tym jest tak jak lubię: mało soli, mało cukru, zero konserwantów, fixów, kostek rosołowych. A dodatkowo w domu praktycznie nie marnujemy w ogóle jedzenia – bo porcje Pani Eweliny są idealne.

Dzięki tym rozwiązaniom gdy gotuję coś w domu to jest to naprawdę wyjątkowe i jest to dla mnie przyjemność, a nie obowiązek :) Najczęściej spędzam czas w kuchni na pieczeniu ciast i muffinek, bo o dobre słodkości w diecie ze skazą białkową i innymi alergiami pokarmowymi jest najciężej. Wyobraźcie sobie swoje ulubione ciasto i teraz pomyślcie jak je przygotować bez jajka, mleka, czekolady i orzechów…  ;)

ZAKUPY

Oczywiście nie wszystko kupuje nam Pani Ewelina. Za część zakupów spożywczych i całość przemysłowych jesteśmy w dalszym ciągu odpowiedzialni sami :). Świetne rozwiązanie znalazłam już w ciąży: E-ZAKUPY.  Po prostu najwygodniej jest zamawiać nam wszystkie niezbędne rzeczy online. Teraz już większość supermarketów ma taką opcję: AuchanDirect, Alma24, Tesco,…, albo wybieramy produkty i program sam wskazuje nam najtańszy market na Kwit.pl. Bez wyprawy samochodowej, bez szukania miejsca postojowego, bez pchania wózka i koszyka jednocześnie, bez przedzierania się przez dziesiątki alejek sklepowych półek krzyczących „PROMOCJA!”, bez stania w kolejkach do kasy, bez szukania pomieszczenia dla matki z dzieckiem, bez męczenia F. klimatyzacją i jarzeniówkami jednocześnie, no i na koniec bez wnoszenia wszystkiego na 2 piętro. Wystarczy komputer, herbata i kilka chwil wieczorem, żeby następnego dnia uśmiechnięty kurier stanął z zakupami w drzwiach :)

Pozostałe małe zakupy robię w sklepie osiedlowym i na bazarku.

Aaaa! I ostatnio też pół online-pół osobiście na LokalnyRolnik.pl. Pół na pół ponieważ zamawia się i płaci online, a odbiera osobiście w wybranej grupie, w niedalekiej restauracji. W moim przypadku to jakieś 8-10 min. samochodem. Stamtąd mamy świetne wędliny, ryby oraz część warzyw i owoców :)

I czasem też poproszę siostrę, żeby mi coś kupiła po drodze jak wpada nas odwiedzić :) Można? Można!

SPRZĄTANIE

Trzeba. No po prostu trzeba uprać, wytrzeć kurze, pozmywać, odkurzyć i umyć podłogę, ogarnąć kabinę prysznicową… Po to właśnie jesteśmy w domu we czworo. Gdy więc Kot zgubi już wystarczająco dużo sierści, F. zaślini pół podłogi, Mąż bierze Syna na spacer, a ja mogę zająć się odkurzaniem i mopowaniem w spokoju – w ten oto sposób przynajmniej o podłogę mieszkanie jest czystsze :) Z innymi rzeczami jest łatwiej, nie muszę wyganiać moich mężczyzn z domu, a jednego (tego wyższego i cięższego) mogę nawet zaangażować w domowe porządki :)

A kiedy już naprawdę mieszkanie przestaje mi się podobać (czyli tak raz na miesiąc lub 1,5 miesiąca), bo nie lśni a kocie kłaki przewalają się jak krzaki na westernach to z pomocą przychodzi nam Mąż Pani Eweliny (tej o której pisałam przy obiadach domowych) – ten to dopiero ma wprawę w myciu okien! Po jego pomocy świat za oknem nabiera barw i to dosłownie! :) Portfel też na tym strasznie nie cierpi – zresztą to temat na kolejny wpis. Bo tak w skrócie: lubię kiedy moje zarobione pieniądze dają pracę innym, a ja mam dodatkowy czas dla Męża i Syna. Przecież nie ma nic cenniejszego od naszego czasu.


Naprawdę da się nie zwariować w całym tym chaosie rodzicielstwa. Nie trzeba narzekać na swój los robiąc wszystko jednocześnie i na nic nie mając porządnie czasu. Oczywiście nikogo nie nakłaniam do oddelegowywania wszystkich obowiązków, jeżeli je lubicie to nikt Wam przecież mopa z ręki wyrywać na siłę nie będzie ;) Ja po prostu nie rozumiem osób, które biorą na siebie wszystko, a potem narzekają ile to mają pracy i jak mało czasu wolnego. Jak mało czasu na cieszenie się chwilą. Ja swój czas uwielbiam spędzać z moją rodziną, kocham długie rozmowy z Mężem, uwielbiam też zajmować się F. choć to bardzo wymagające. Dlatego też sprawy, które nie sprawiały mi radości, a wręcz przeciwnie – denerwowały mnie na samą myśl – postanowiłam zlecić innym ;) Był problem – znalazłam rozwiązanie. I właśnie do tego dziś Was zachęcam – skończcie narzekać i zacznijcie działać, a wtedy będzie nawet lepiej niż w bajce.

P.S. Oczywiście nie da się w 100% zastąpić babć – ich emocji i uczuć, które wiadrami wylewają na swoje wnuki. Ale da się nie zwariować w braniu na głowę tysiąca obowiązków jednocześnie i zaoszczędzony w ten sposób czas przeznaczyć najważniejszym dla nas ludziom ♥. Takie to cukierkowe zakończenie mi wyszło :)