8

Moje nowe 8 miesięcy

Z początkiem listopada mały F. skończył 8 miesięcy. W tym czasie zmienił garderobę z rozmiaru 56 na 80, przytył z 4,2 kg do 10 kg i wyszło mu 5 zębów! Poza tym z noworodka, który głównie je i śpi zaczął bawić się zabawkami i podejmuje pierwsze próby raczkowania. A zęby przydają mu się do próbowania kolejnych potraw – ostatnio zjadł dokładnie to samo na obiad co my (łososia, ziemniaki oraz surówkę z marchewki i jabłka). To niesamowite przyglądać się jak każdego dnia uczy się nowych rzeczy. A gdzie w tym wszystkim jestem JA?

Moje prywatne „JA” zeszło trochę na drugi plan. Czasem to wybór w 100% świadomy, a czasem nieoczekiwany i co tu dużo mówić – wymęczający podwójnie. Fizycznie i psychicznie.

W ciągu tych 8 miesięcy całkowicie wróciłam do wagi sprzed ciąży. Nawet nie wiem kiedy to się stało -widać wystarczyło karmienie piersią i codzienne dłuuugie spacery. Noszenie takiego „ciężarka” też pewnie miało w tym swój udział. Jednak waga wagą, ale z formą gorzej ;) Jest jednak jeszcze jesień i zima, żeby nad nią popracować – cobym miała siłę na wiosnę i lato, jak F. stanie na nogach i ruszy w świat, ruszyć biegiem za nim. Aaaa i jest jeszcze trochę pracy z mięśniami brzucha, ale o tym jeszcze zdążę napisać więcej.

Psychicznie? Wydaje mi się czasem, że ktoś mój mózg wyprał w pralce ustawionej na najwyższe obroty. To uczucie towarzyszy mi zazwyczaj w dni kiedy F. zamienia się w wulkan energii i o 23 ciągle chce się bawić, a ja na nogach od 7 rano tylko marzę o 5 minutach ciszy. Ciszy i spokoju.

Od 8 miesięcy nie przespałam całej nocy, a podobno definicja przespanej nocy to 5-godzinny niczym nie zmącony i nieprzerwany sen. I sama się sobie czasem dziwię, że rano mam tyle energii i choć noce z przerwami na jedzenie (nie, to nie ja podjadam. No, może czasem ;)) to uśmiecham się zdecydowanie więcej niż kiedyś.

Mimo początkowych problemów od 8 miesięcy karmię piersią. Brawo ja! Gdyby ktoś w ciąży pytał jak to z tym karmieniem będzie odpowiedziałabym, że spróbuję piersią a jak nie wyjdzie to przecież jest mleko modyfikowane. Dziś już wiem, że wybrałam najlepszą drogę karmienia dla F., bo wiem już dużo o jej zaletach, wiem też sporo o wadach mieszanki. (Moje główne źródło wiedzy to blog: hafija.pl i kwartalnik laktacyjny). Udaje się już 8 miesięcy, pomimo skazy białkowej.

Przez te 8 miesięcy obejrzałam z Mężem tylko dwa filmy. DWA. Za to naprawdę fajne (Snajper oraz Interstellar) i nie żałuję, że zarwaliśmy noce żeby je obejrzeć. Noce swoje i trochę snu F. Nie żałuję, ale dziwnie mi tak nie być na bieżąco w repertuarze filmowym, kiedyś regularnie kusiły nas środy w Cinema City. A teraz? Nie widziałam nawet nowego Bonda. Na książki mam trochę więcej czasu – czytam zazwyczaj podczas drzemek F. No chyba, że jego drzemka staje się i moją drzemką ;)

Wyjścia z Mężem to kolejna aktywność, która poza oglądaniem filmów i czytaniem książek wyjątkowo zeszła na dalszy plan. Bardzo daleki. Od 8 miesięcy nie byliśmy z mężem nigdzie sami. Póki co wychodzimy z domu w różnych konfiguracjach, samotnie ja albo mąż lub też ja z F, albo mąż z F, ale F. jeszcze nigdzie nie poszedł sam, my też nie. Na takie czasy musimy jeszcze trochę poczekać. Zawsze więc gdy idziemy czy to na zakupy czy to do restauracji jest z nami F. W końcu jesteśmy rodziną, więc dla mnie to naturalne, że wychodzimy razem. Takie są też uroki życia bez babci pod ręką. Przyzwyczailiśmy się. Jednak nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem (które w ciąży zdarzało mi się słyszeć od różnych osób), że z dzieckiem to ani nigdzie pojechać się nie da ani wyjść do restauracji. Da się. Wymaga to tylko więcej organizacji i więcej cierpliwości ;)

W ciągu tych 8 miesięcy niemalże zapomniałam o pracy. Przypominają mi teraz o niej znajomi i rodzina. Pytają co po urlopie macierzyńskim. A ja? Ja sama nie wiem. Jeszcze 8 miesięcy temu myślałam, że tak po 2-3 miesiącach od porodu wrócę do pracy chociaż na jakąś część dnia. Nie wróciłam. I nie wiem jeszcze w jakiej formie pracę będę kontynuować – będąc samemu sobie szefem (własna działalność) przykłada się bardzo dużą wagę do tego aby czas spędzony na pracy szedł w parze z zarobkami. I ta właśnie kwestia jest jeszcze do rozpatrzenia. Tak, tak – mając swoją „firmę” trzeba bardzo dokładnie wszystko przeliczyć, tak żeby opłacało się pracować.

Zmieniłam się. Ja sprzed porodu i ja teraz to nie do końca ta sama ja. Mam teraz trochę inne priorytety, wiem co to zmęczenie, zaprzyjaźniłam się ze spodniami dresowymi i cieknącą wszędzie śliną F. Zaprzyjażniłam się z nieidealnie posprzątanym mieszkaniem i z wolnym czasem, który nie do końca jest dla mnie. Rzadko kiedy mam chwilę na nudę. Raczej staram się wykorzystać każdy moment, zawsze jest coś do zrobienia. Nawet jak jest to „tylko” notka na bloga, to jest czas, który muszę gdzieś wygospodarować.

Lubię te swoje zmiany. To zmiany na lepsze. Zdecydowanie ;)