work

Czy można być szczęśliwym po urlopie macierzyńskim?

Mijają kolejne miesiące mojego urlopu (nie wiem kto nazwał to „urlopem” zdecydowanie lepiej brzmiałoby „survivalu”) macierzyńskiego. I coraz częściej słyszę pytanie co dalej? Czy zapisałam już F. do żłobka, bo przecież zapisy już dawno ruszyły? Czy znalazłam odpowiednią nianię? Czy może będę zostawiać pierworodnego pod opieką babci? Czy mam w ogóle pracę, do której mogę wrócić… A ja jeszcze po prostu nie wiem.

I tak sobie słucham różnych opinii to z tej to z tamtej strony. Że są takie kobiety, które wracają do pracy po dniach 14 od porodu, po miesiącu, po pół roku, po roku, po latach 3, 4, 5, 10, albo nie pracują zawodowo już wcale. I coraz częściej jedne matki narzekają na drugie, bo tamta to myśli tylko o sobie i zakręciła się wokół własnej kariery, a inna to zapuszczona kura domowa, która chodzi w dresie 24h na dobę, gotuje codziennie dwudaniowy obiad, a cieknącą ślinę dziecku wyciera rękawem…. I która to zła matka? A która jest dobra?

Czy matka, która pod presją otoczenia wróciła na pełen etat do pracy będzie na pewno zaangażowanym w swoje obowiązki, lubiącym swoją pracę i co więcej kreatywnym pracownikiem? Myślę, że raczej będzie patrzeć co chwila na zegarek i odliczać czas do wyjścia, nie znosząc swoich przełożonych i angażujących zadań. A potem będzie biec do żłobka po zmęczone dziecko i żałować, że nie mogła spędzić z nim czasu w ciągu dnia, że to nie przy niej dziecko odkrywa świat, że to nie ona jest zawsze blisko…

W takim przypadku lepiej nie myśleć co dzieje się w sytuacjach kryzysowych, kiedy to trzeba zostać dłużej w pracy, bo koniec miesiąca, bo wymagający klient, bo rozliczenie projektu, bo cokolwiek ważnego dla firmy. Aha… Już widzę, ten uśmiech na jej twarzy i chęć realizacji dodatkowych zadań…

A czy matka, która pod presją otoczenia została w domu z dzieckiem, bo żłobek to zło, to choroby, to nieinteresujące się poszczególnymi dziećmi opiekunki…(bla,bla,bla)…Będzie w pełni zaangażowaną matką? Uważam, że często będzie myślami wracać do swojej pracy, do obowiązków które lubi wypełniać, do zadań, które lubiła rozwiązywać wraz z zespołem, z którym pracowała. Będzie myśleć o stopniach kariery, które mogła osiągać zamiast być z dzieckiem na placu zabaw wśród zakręconych wokół swoich pociech mam, rozmawiając o zupkach, kupkach i glutkach, o tym które dziecko kiedy osiągnęło „coś tam”, ale ale dzieci się przecież nie porównuje.

Lepiej nie znać jej myśli, po kolejnym ciężkim dniu z rozrabiającym lub marudzącym dzieckiem w domu, na placu zabaw, w sklepie i przy jedzeniu. Nie widzieć miny gdy po kolejnym ciężkim dniu trzeba jeszcze posprzątać i pomyśleć co jutro na śniadanie, a co na obiad i kolację…

Ah te jedyne słuszne wybory…

To tylko dwie skrajne sytuacje. Jest przecież jeszcze praca na nie-pełny-etat, czy też praca zdalna. Jest wiele różnych rozwiązań pośrednich. Jest też masa przedsiębiorczych kobiet, które to właśnie na urlopie macierzyńskim znalazły lukę w rynku i wpadły na świetny pomysł na własną firmę. Są też przestrzenie, w których świetnie czas może spędzić i dziecko i matka – to takie miejsca, w których organizuje się kilka chwil dzieciom, chwil, w których matki mogą spokojnie popracować. Są matki, które lubią pracować wieczorami, gdy ich dzieci śpią, albo matki, które dzielą się obowiązkami rodzicielskimi z ojcami i dzięki temu mają czas na pracę. Są też matki, które po prostu zrezygnowały z pracy zawodowej i zajęły się szeroko-pojętym domem i (tak tak!) są szczęśliwe.

Wybierać przede wszystkim trzeba zgodnie ze swoimi potrzebami, sercem, rozsądkiem i intuicją. Ze wsparciem najbliższych. Trzeba znaleźć taki swój złoty środek, idealnie dopasowany do sytuacji.

Ten złoty środek, dla każdej matki może być inny. Inny dla Beaty z czwartego piętra, dla mamy Adasia z bloku obok, dla kuzynki Alinki i Kasi – znajomej znajomego. Trzeba myśleć za siebie oraz dla dobra i ze wsparciem swojej rodziny. I być pewnym i przekonanym w 100% do swojej decyzji, nie wątpić w jej słuszność pod wpływem okolicznych doradców, którzy zawsze wiedzą lepiej.

Bo pamiętać trzeba tylko o jednym: szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko. I dopóki żadnej ze stron nie dzieje się krzywda to matka powinna robić to co uważa za słuszne w swoim życiu -wtedy będzie dawać dziecku najlepszy przykład, że szczęśliwym jest się wtedy kiedy robi się to, co się kocha. Wtedy gdy ma się pasje, która napędza do działania, mobilizuje i zachęca do kreatywności.

P.S. Kochani! Uprzedzając Wasze pytania od razu odpowiem! A ja? Ja jeszcze nie wybrałam i dobrze mi z tą nieświadomością. Dobrze mi z tą otwartością na wszystkie możliwości.

P.S. P.S a fotkę mam z kaboompics.com!