roztargnienie w ciąży

Tylko gdzie ja to położyłam….?

Zgubiliście kiedyś klucze do mieszkania będąc w tymże mieszkaniu? Lub w podróży sięgaliście po butelkę z wodą, której wcale nie wzięliście ze sobą? A może postawiliście kiedyś cukierniczkę na półce w lodówce? Dziwne? Luzik… mi przed ciążą też się to nie zdarzało ;)

Chociaż w dalszym ciągu uważam, że cukier w lodówce to sprawka Męża. Przecież to on zawsze na moje prośby o rozpakowanie zakupów i schowanie rzeczy na półki odpowiada z uśmiechem, że w takim razie muszę się odwrócić albo wyjść z kuchni, bo co to za chowanie, jak ja będę wiedzieć gdzie są…

Zresztą jak się okazało, w kluczową sprawę też był zamieszany :) Moim ostatnim wspomnieniem z kluczami, przed ich tajemniczym zniknięciem, był fakt, że spojrzałam na nie jak leżą na dywaniku w holu, zostawione zaraz po przyjściu z zakupów – razem z torebką i butami tuż obok. I pamiętam doskonale, jak pomyślałam wtedy, że to chyba tak być nie powinno, żeby klucze walały się po podłodze w takim miejscu. A dalej czarna dziura….

Po przeszukaniu szafek w łazience, lodówki i biurka (był też rzut okiem na zawartość kosza na śmieci) chciałam iść do ochrony na osiedlu pytać, czy nikt moich kluczy nie znalazł, bo może zostawiłam na klatce. Przez myśl przeszła mi również kosztowna wymiana zamków, która wcale nie byłaby nam teraz na rękę…

Na szczęście znalazły się kilka godzin później. Okazało się, że leżą bezpieczne w szafie w kieszeni motocyklowego kombinezonu. Spokojnie, nie musicie mnie rozszarpywać w myślach – nie jeżdżę motórem w ciąży ;) Znalazły się tam zaraz po tym jak Mąż wrócił z pracy, rzucił kluczyki od jednośladu na podłogę, przebrał się w domowe dresy i schował w kieszeni kurtki wszystkie klucze, które znalazł na podłodze. Taki porządny Mąż! :)

Jest jednak coś co wcale mnie nie pociesza…

To znaczy, że spojrzałam na klucze na podłodze, pomyślałam, że trzeba coś z nimi zrobić i … nie zrobiłam kompletnie nic! ;)

Z wodą historia była znacznie prostsza – zawsze do samochodu biorę butelkę coby mieć się czego napić. Zawsze, tylko nie tym razem, choć dałabym sobie rękę uciąć, że ją mam. I wiecie co by teraz było? Nie miałabym ręki… ;)

W międzyczasie zgubiłam jeszcze swój ulubiony balsam do ust (też w mieszkaniu) i nie mogłam znaleźć przez 2 dni, ale na szczęście odnalazł się przy poszukiwaniu kluczy :)

Ciekawe co jeszcze mnie czeka…?

P.S. Czytałam już o tym w jednej z książek: to ciążowe roztargnienie :) Niemcy mają na to jeden wyraz: „Schwangerschaftsdemenz” O_o

A może wszystko to sprawka kota. Jak tutaj: