edf

Łatwo, prosto i przyjemnie z nowym członkiem rodziny :)

Z chwilą pojawienia się pierwszego dziecka na świecie świat stanął nam na głowie. Przy drugim brzdącu na szczęście jedynie zawirował. Ale ale, wiedzieliśmy przecież jak możemy się na ten nowy, rodzinny start przygotować, przynajmniej do tego, co mogliśmy przewidzieć. :)

„Jakoś to będzie” to sformułowanie, którego szczerze nie znoszę. Przecież nie chodzi mi o to, żeby w moim życiu było „jakoś” – zdecydowanie wolę jak jest „bardzo dobrze”. Dlatego jeżeli mogę przygotować się na cięższy i bardziej wymagający okres, to staram się jak najlepiej to zrobić.

CZAS

Przede wszystkim trzeba znaleźć na wszystko czas. Oczywistą oczywistością jest, że tuż po porodzie na urlop idzie mama dziecka. A co z tatą? Do dyspozycji ma 14 dni urlopu ojcowskiego – to dwa tygodnie 100% płatnego wolnego, nic tylko korzystać. Jest jeszcze dwutygodniowe zwolnienie lekarskie z tytułu opieki nad żoną po porodzie (tu już płatne 80%).  To (tylko i aż) dodatkowe 28 dni całą rodziną. Nie będę tutaj pisać farmazonów, o tym jak piękne są to chwile, które można spędzić i jak ważna jest to pomoc – z tego na pewno każdy doskonale zdaje sobie sprawę. ;)

CO DALEJ?

Wiedziałam, że opieka nad noworodkiem i próby nadążenia za energicznym dwulatkiem będą dla mnie nie lada wyzwaniem. Dlatego zastanawiałam się jakie obowiązki i czynności domowe zajmują mi najwięcej czasu – i które z powodzeniem można komuś zlecić i oddelegować. Oczywiście, zaraz ktoś powie, że to kosztuje. Pewnie, że tak. Ale nie da się mieć wszystkiego. Wybierając pomiędzy czasem spędzanym z rodziną i regeneracją po porodzie, a czasem poświęcanym na obowiązki domowe, wybrałam rodzinę. A pieniądze – w końcu po to się je zarabia, żeby je dobrze wykorzystywać. ;) Pisałam już o tym na blogu, po narodzinach F.,: Outsourcing, czyli jak zastąpić babcię.

SPRZĄTANIE

To czynność, która zajmuje zdecydowanie najwięcej czasu. Coś co po prostu trzeba zrobić i raczej nie ma co doszukiwać się tu wielkiej przyjemności. Odkurzacz chodzi codziennie lub co drugi dzień. Pralka codziennie lub częściej – w zależności od pogody. Sprzątanie z dwulatkiem jest zabawne, ale nie wiem czy ciągle można nazwać to „sprzątaniem” :D. Jednak… kiedy oczy zaczynają mi łzawić, a katar cieknie, (czyli zazwyczaj raz na miesiąc), pora wezwać pomoc. Już od blisko 2 lat o doskonały porządek w naszym mieszkaniu dba przemiłe małżeństwo (p. Ewelina i p.Sebastian) – ufamy im i bez problemu zostawiamy im klucze i dajemy spokój, a oni już wiedzą gdzie i czym wszystko wyczyścić. A my całą rodzinką możemy po prostu spędzać miło czas. Koszt? Mieszkanie ok. 85m2, praca dwóch osób zajmuje 4h, 150 zł – z myciem okien! 

cof

JEDZENIE

Lubię gotować. Lubię też gotować wspólnie z moim Dwulatkiem (wtedy czas przyrządzania posiłku liczę x2). Ale kompletnie nie wiedziałam jak zabrać się do gotowania z F. i Dzidziuchem jednocześnie. Zmieniać pieluchę, mieszać zupę i pilnować, żeby jakakolwiek część pora trafiła do zupy, a nie na podłogę. Hmm… czy karmić piersią, obierać ziemniaki i strzec by tylko marchewka została starta, a nie część ręki. Mogłabym też gotować wieczorami, jak już wszyscy zasną… Ale jednak potrzebuję snu. Spania nikomu oddelegować się nie da, a gotowanie owszem. Poszliśmy więc na całego – miesiąc z dietą pudełkową. 5 posiłków, 2 tys. kalorii, codziennie pod drzwiami. Plusy i minusy opiszę następnym razem, bo to ciekawe rozwiązanie, ale niepozbawione wad. Na nowy rodzinny początek to jednak rozwiązanie REWELACYJNE. Koszt? 20 dni po 5 posiłków, każdego ranka dostarczane pod drzwi, około 1000 zł za osobę.

selfp

SZALEŃSTWA NA PLACU ZABAW

F., jak każde dziecko, uwielbia szaleć na placu zabaw, tarzać się po trawie i skakać w kałużach. Najlepiej od rana do nocy. Intensywnie i do utraty tchu. W ciąży jeszcze jako tako dawałam radę mu towarzyszyć – ale coraz częściej prosiłam o pomoc siostrę – ciocię F. Teraz jednak trudniej mi zebrać 3 osoby na raz. Gdy F. już najedzony i z umytymi zębami czeka pod drzwiami z łopatką w ręku, okazuje się, że pielucha Dzidziucha zdążyła się już napełnić a mały brzuszek opustoszeć. Dlatego głuchym osiedlowym telefonem i małą karteczką na osiedlowej tablicy, zgłosiliśmy zapotrzebowanie na gry i zabawy z F. I tak znaleźliśmy sympatyczną i prze-cierpliwą „ciocię” Janinę. Która w swoim życiu miała już do czynienia z synem i dwoma wnukami, więc potrzeby dwulatka zna na wylot. Szaleją więc razem od śniadania do obiadu, a ja mogę wszystko pozałatwiać w niemowlęcym tempie ;).

A od sierpnia…. PRZEDSZKOLE! :) Jeśli pozytywnie przejdziemy cały proces adaptacji.

edf

 

P.S. Szczęśliwie i nie „jakoś”, a całkiem nieźle, mijają nam kolejne dni. Te pierwsze miesiące dzięki oddelegowaniu części spraw, stały się dużo łatwiejsze. A ja dzięki temu nie zwariowałam próbując dwoić się i troić. :)