słodkości

(Nie)poważnie o ważeniu i kolejnych kilogramach

Minął 20 tydzień ciąży, czyli półmetek! Leci już 5 miesiąc jak w brzuchu kluje mi się potomstwo, czyli mniej więcej połowa II trymestru. Tak – lubię cyfry, wykresy, tabele … – dzięki nim mam zawsze czarno na białym wyłożone i poukładane niezbędne informacje. Jednak z tabelą swojej wagi dopiero próbuję się polubić. 

Tak, tak. Wiem, że to bez sensu tak patrzeć na przyrost kilogramów w takim momencie, ale umówmy się: nie będę się dużo mylić, jak napiszę, że 99% kobiet w ciąży tak robi. I ja jestem jedną z nich. Rozumiem, że rośnie zarówno dziecko jak i cały jego osprzęt (łożysko, wody płodowe, macica i wszystko inne o równie wdzięcznych nazwach), więc to naprawdę normalne, że przybieram na wadze. Rozumiem, ale jeszcze nie dotarło to do mojej świadomości ;)

Jakoś nigdy wcześniej nie ważyłam się tak często. Nie, że teraz mam na tym punkcie bzika, po prostu kontroluję swoją wagę, żeby wiedzieć czy wszystko jest OK. Wyczytałam, że tak trzeba np. tutaj: PoradnikZdrowie.pl. No dobra, może i trochę mi odbija. Ale to przez magiczny próg, który niedługo przekroczę (pewnie w przeciągu max. 2 dni od publikacji tego wpisu). 50 kg! Z samego rana i przed śniadaniem ;)

Magia liczb! To trochę jak z ustalaniem cen w sklepie z wykorzystaniem wiedzy o psychologii konsumentów – produkt za 4,99 wydaje nam się dużo tańszy niż ten za 5,00 zł. Albo jak na giełdzie, gdy notowania spółki nagle przebijają wielokrotnie już atakowany psychologiczny poziom  np. 2500 pkt – SUKCES. Albo jak z upragnionymi 18-tymi urodzinami, tyle się na nie czeka ;).  Tak i ja mam swoje 50 kg, które do tej pory było nieosiągalne. Takie geny i taka przemiana materii (od razu powiem: tak jestem zdrowa. Nie, nie jestem na jakiejś specjalnej diecie :P). A teraz w końcu pojawi się na wyświetlaczu wagi ;) Kolejne kilogramy będą już mniej ekscytujące.

W I trymestrze tylko wkurzałam znajome, które ciągle wypytywały mnie czy już przytyłam. A ja jedynie mogłam odpowiadać, że wręcz odwrotnie – w końcu poranne mdłości odjęły mi jeszcze 1,5 kg. Teraz koleżanki powinny być zadowolone ;) Mój przyrost wagi wygląda o tak:

kilogramy

I chociaż nadal z jednej strony cieszę się, gdy napotkane osoby mówią, że jeszcze po mnie tej ciąży wcale nie widać – nie wiem na ile z uprzejmości, a na ile faktycznie tak jest ;) To też trochę nie mogę się doczekać, kiedy ktoś przepuści mnie pierwszy raz w kolejce w sklepie, albo ustąpi miejsca w tramwaju, a i Mąż pewnie będzie bardziej dumnie chodzić ze mną na spacery :)

Ponadto każdy etap ciąży to i nowe historie rodziny, znajomych i nieznajomych. Już wiem, że moja mama w ciąży przytyła 18 kg (a startowała mniej więcej z tej samej grupy wagowej co ja), a żona stomatologa tylko 6 kg, a i tak urodziła śliczne, zdrowe dziecko – choć w jestem w stanie uwierzyć tylko w część tej historii, bo… czy widzieliście kiedykolwiek dopiero co narodzone dziecko, które byłoby jednocześnie śliczne? ;)

Choć może dużo bardziej powinnam się bać teraz rozstępów, bólu kręgosłupa i bioder – ale to już raczej temat na oddzielny wpis. A że bałaganu nie lubię, to nie będę mieszać ;) Coś czuję, że szykuje się kolejny wpis z serii: 10 sposobów na… :)