wrw1

Gdy w lodówce pustki – obiad „na mieście”

Mąż mówi, że kobieta w ciąży nie samym głaskaniem brzucha żyje i jeść coś musi :) A mnie nikt nigdy nie zmusza, sama chcę! Choć o diecie w ciąży można pisać wszystko i nic, to ja jestem zdania, że każdy powinien mieć swoją: smaczną, zróżnicowaną i zdrową.  Więc żeby swoją zróżnicować i dodać do niej coś nowego, chętnie z Mężem skorzystaliśmy z I edycji festiwalu Warsaw Restaurant Week(end). Wyszliśmy z domu w deszczową pogodę, poznaliśmy nową restaurację i jeszcze się najedliśmy! Tyle korzyści.

A i gotować w domu nie trzeba było, więc czas na zakupy i przygotowanie jedzenia można było spędzić na leniuchowaniu :)

Założenie całego wydarzenia jest mega proste: w wybranych restauracjach za 39 zł/os. można zjeść zestaw: przystawka, danie główne i deser. Wystarczyło zarejestrować się na stronie festiwalu, zarezerwować stolik i z góry zapłacić. Wybór restauracji był naprawdę spory:

wrw2

 

 

Wymyśliliśmy więc nasze kryteria: lokalizacja i menu. Bo jak się okazało każda z restauracji miała już określone potrawy, które poda wszystkim gościom w ramach WRW 2014. Wygrała restauracja „Santorini”. Niestety rezerwowaliśmy stolik dosyć późno (na kilka dni przed wydarzeniem), więc wybór dostępnych jeszcze godzin nie był zbyt imponujący, padło na termin: sobota, godz. 12.

wrw3

I poszliśmy… A ponieważ w czasie jedzenia nie powinno się opowiadać, jak należy jeść, lecz jeść, jak należy. To jedliśmy :)

Pasty na przystawkę, jagnięcinę z warzywami na danie główne i ciasto na deser:

wrw5_santorini

 

Fajnie, smacznie, ale tak po polsku: PONARZEKAM :) A nuż, widelec moje uwagi przydadzą się w organizacji kolejnej edycji festiwalu WRW, która według zapowiedzi organizatorów ma się odbyć od 11 do 17 maja 2015 r.

  1. Szkoda, że menu było tylko jedno i każdy jadł to samo. Gdyby było kilka wariantów (2-3) to na pewno byłoby ciekawiej i z korzyścią dla restauracji, bo można byłoby spróbować różnych rzeczy. Zwłaszcza, że tylko część stolików była przeznaczona na wydarzenie, więc dla dobrych kucharzy takie urozmaicenie nie powinno sprawiać kłopotu. A ja po prostu z chęcią podjadłabym coś nowego Mężowi z talerza :)
  2. Kolejna szkoda, że w zestawie i tak dodatkowo trzeba było domawiać napoje. Woda z cytrynką mogłaby być w komplecie :) Ci, którzy mają to szczęście i mogą do jedzenia napić się kieliszka dobrego wina, oczywiście niech płacą za swoje fanaberie! ;)
  3. A jeszcze jakby stolik, przy którym się zje, można było wybrać samodzielnie to byłoby świetnie.

Więcej uwag nie mam. Za ich wysłuchanie serdecznie dziękuję i obiecuję, że jak tylko pozwoli czas, budżet i Mąż, to na następną edycję też pójdę ;) 

P.S. A żeby nie było, że tylko stołuję się na mieście to i niedługo pokażę co sama potrafię zrobić! :)