urodziny

Czego życzyć dziecku z okazji pierwszych urodzin?

F. skończył rok. Rok pełen niesamowitych wrażeń dla mnie i dla niego. Rok wielkich wyzwań… A 366 dnia stanęłam przed kolejnym sprawdzianem swoich umiejętności. Spojrzałam z samego rana w te dopiero co obudzone oczy Syna, w ośmiozębny uśmiech i zastanowiłam się czego to ja właściwie powinnam mu życzyć w tym wyjątkowym dla niego dniu?

 

ZDROWIA

– nigdy wcześniej nie życzyłam nikomu ‚zdrowia’. Myślałam, że tego życzą ludzie, którzy nie potrafią wymyślić nic innego i z braku kreatywności lub od niechcenia recytują oklepany wzór, bez odniesień do odbiorcy. Myliłam się. Teraz dopiero doceniam coś, z czym ja nie mam większych problemów (przeziębienie to nie problem). I dopiero teraz wiem, jak to jest o zdrowie się martwić. A przecież ja tak naprawdę niewiele doświadczyłam. A to co przeżyłam do dziś wspominam z dreszczem przebiegającym po plecach i z oddechem wytchnienia, że przecież nic się stało. Pamiętam jak dziś czekanie na wyniki badań w pierwszych dobach życia F. – a on z jedynie niewielką pomocą antybiotyku był zdrowy. Ja z wypisem w ręku żegnałam się z dziewczynami ze szpitalnej sali, które choć urodziły swoje dzieci wcześniej niż ja, to nie wyszły z nimi tego samego dnia do domu… Pamiętam też jak dziś, oczekiwanie na wyniki kolejnych badań gdy w maju trafiłam z F. do szpitala. „To nic poważnego” mówili lekarze. W tle słychać było pikanie urządzeń, monitorujących pracę serca niemowlaka z sali obok. Teraz wiem, że to o czym nigdy dotąd nie myślałam, jest nie do zastąpienia przez nic innego.

CZASU

– ale nie w sensie długowieczności (choć tego też, a jak!), też nie takiego w sensie czasu wolnego od pracy i obowiązków. Chciałabym dla niego czasu innych osób. Chciałabym aby to inni mieli czas spotykać się z nim osobiście i twarzą w twarz. Nie chcę tylko przez telefon opowiadać o jego umiejętnościach – chciałabym, żeby ci, określani mianem „bliskich” mieli czas przyjechać i razem ze mną patrzeć jak F. rośnie i uczy się nowych rzeczy. Nie mam ochoty kolejny raz na spotkaniach rodzinnych tłumaczyć naszej diety i wyjaśniać, że to nie wymysł XXI wieku  – chciałabym czasu, który jest potrzebny na zrozumienie i zaakceptowanie. Chciałabym czasu wśród innych osób i z nimi, czasu który jest niezbędny nie tylko do otwarcia prezentu i zbudowania wieży z klocków, ale czasu, który jest potrzebny na zbudowanie z innymi relacji i konieczny do rozwoju i określania samego siebie. Czasu, w którym F. pozna innych ludzi. Czasu, w którym poprzez innych pozna siebie.

RELACJI Z RODZICAMI

– chciałabym też czasu dla mnie i dla Męża – żeby nigdy nam go dla naszego dziecka nie zabrakło. Żeby F. czuł i wiedział, że zawsze jesteśmy przy nim. Przy nim, ale nie na jego zawołanie. Chciałabym zbudować zdrową, owocną, angażującą oraz pełną zaufania i miłości relację dziecka z rodzicami. Chciałabym, żeby mój syn miał we mnie i w swoim ojcu wsparcie. Żeby każde z nas było dla niego autorytetem i wzorem. Żeby razem z nami uczył się odkrywać bezpiecznie świat, jednocześnie nie ukrywając swoich uczuć i emocji. Życzę mu rodziców, którzy sprostają niełatwemu zadaniu – by wychować dziecko dla świata, a nie dla nas samych.

SZCZEROŚCI

– takiej jak teraz. Szczerości, której to dorośli mogą się tylko od dzieci uczyć. Prostej, spontanicznej i nieukrywanej pod płaszczem politycznej poprawności. Czasem zabawnej – bo nic innego nie mam niż śmiech, gdy F. na pytanie czy idziemy na spacer i na zakupy, rzuca stanowcze „nie” i rusza w wir zabaw. A z czasem i trudnej dla odbiorcy. Ale to tylko dzięki tej szczerości można być prawdziwym, wyjątkowym i dobrym.

UŚMIECHU

– który nigdy nie gaśnie, na dłużej niż wymaga tego moment i trudniejsza chwila, a przecież i takie się zdarzają. Uśmiechu, którym pokona trudny dzień i zmierzy się z fałszywymi ludźmi. Uśmiechu, którym już teraz zaraża całe otoczenie i podbija serca najbliższych. Uśmiechu, który jest wyrazem szczęścia i spełnienia…

Tego właśnie życzyłam już-rocznemu F. w niedzielny poranek. Nie życzyłam mu pieniędzy, bo to nie czas o nich myśleć. Nie życzyłam mu spełnania marzeń, bo wierzę, że dążenie do określonego celu będzie dla niego czymś oczywistym i normalnym. Nie życzyłam prezentów, bo te i tak dostanie, pobawi się chwilę – po czym odwróci się do mnie, pociągnie za spodnie i pokaże, że chce aby wziąć go na ręce i pokazać jak kroi się warzywa na zupę…

P.S. Tak sobie myślę jeszcze, że powinnam mu jeszcze życzyć niekończących się zapasów czystych pieluch, albo owocnej nauki korzystania z nocnika … ;) Zresztą… i z tym damy radę!